Znowu zombie? Faktycznie nie brzmi to jakoś oryginalnie przez co niektórzy mogą zniechęcić się jeszcze przed włączeniem gry. Aczkolwiek w grze Killing Floor 2 nie mamy do czynienia ze zwykłymi umarlakami albowiem są to mutanty wzbogacone w mechaniczne wszczepy przez co wyglądają jak jedna wielka krzyżówka stworzeń z Dooma, oraz filmu Return od the Living Dead 3. To połączenie jest naprawdę niesamowite a co najważniejsze sprawia, że gra nabiera charakteru.
Gra oferuje nam różne tryby rozgrywki. Jeżeli chodzi o tryb standardowy to drużyna składa się z maksymalnie sześciu osób, którzy walczą z nadchodzącymi falami coraz groźniejszych przeciwników. Mamy również możliwość zdefiniowania długości rozgrywki na 4,7,10 fal oraz poziom trudności.
Do wyboru jest również kilkanaście różnych klas postaci, które różnią się od siebie wyposażeniem startowym oraz większością umiejętności. Ciekawostką oraz wielkim plusem jest możliwość podniesienia sposobu specjalizacji bez jej wybierania. Killing Floor 2 daje nam możliwość wcielenia się w role komandosa korzystając przy tym z jego odblokowanych umiejętności, a po zakończeniu pierwszej rundy możemy kupić chociażby maczugę i zdobywać bokserskie doświadczenie. Jeżeli jednak chodzi o punkty to wędrują one prosto na konto klasy, do której wcześniej została przypisana używana przez nas broń.
Dlaczego nie można się od niej oderwać?
Są na świecie osoby, które jednak nie przepadają za multiplayerem, a w tych osobach znajdujemy się również my. Osobiście wolimy, gdy rozgrywka ma początek i jakiś sensowny koniec, dzięki czemu uparcie dąży się do celu. Jednak Killing Floor 2 ma w sobie coś niesamowitego, gdyż okazał się naszą multiplayerową miłością dlatego uważamy, że gra jest naprawdę godna polecania nawet dla graczy lubiących grać jedynie w trybie solo.
Ale co takiego niesamowitego jest w tej grze, że tak diabelnie wciąga? Zapewne jest to suma wielu czynników, jednak najważniejszym z nich jest soczysta i szybka akcja. Obserwując rozpryskujące się w fontannach krwi głowy umarlaków spokojnie mogą przejść nas dreszcze. Co ciekawe krew wcale nie znika i po paru rundach cała mapa staje się czerwona. A wisienką na torcie w tym przypadku jest agresywna, metalowa muzyka, która potrafi pompować prawdziwą adrenalinę.
Jeżeli chodzi o atmosferę to mimo wszystko jest bardzo pozytywna, gdyż sama gra jest naprawdę wesoła i pełna kolorów. Czasem naprawdę można się nieźle uśmiać słysząc niektóre kwestie padające z ust bohaterów. Nie wspominając już nawet o odzywkach bossów, które są tak żałośnie kiczowate, że aż do bólu śmieszne. Mimo, że gra sama w sobie nie posiada większej fabuły to fakt, iż na końcu rozgrywki czeka nas walka z wcale nie prostym do pokonania szefem sprawia, że dążymy jednak do jakiegoś celu.
W grze Killing Floor nie ma mowy, aby ktoś ze sobą nie współpracował, jest to od nas wymuszone w naturalny sposób. Nikt w pojedynkę nie da rady pokonać mocniejszych sojuszników, zwłaszcza że są oni zawsze w towarzystwie słabeuszy, którzy w tak licznym gronie też stanowią dla nas spore zagrożenie. Jeżeli więc nawet ktoś zdecyduje się grać solo i robić na złość wszystkim swoim towarzyszom nie ma w tej grze najmniejszych szans a to oznacza, że trollujący gracze to całe szczęście niespotykane zjawisko. Na samym początku gry mamy jednak jeszcze możliwość pobawienia się w samotnika, gdyż pierwsze fale przeciwników są na tyle słabe, że najzwyczajniej w świecie każdy da sobie radę sam.
Mapy w rozgrywkach są naprawdę pokaźnych rozmiarów i jest co podziwiać. Jeżeli chodzi o mecze to nie są one skoncentrowane tylko i wyłącznie na jednym fragmencie, a to rzeczywiście się ceni. Podczas każdej rudny zmienia się lokalizacja sklepu wyposażonego w ulepszenie co sprawia, że tak zwana linia frontu zostaje przeniesiona w zupełnie nowe miejsce w niewymuszony przy tym sposób. Gra oferuje nam również rozwijanie swojej postaci w rozgrywce offline, co jest przydatne zwłaszcza w przypadku słabych graczy, gdyż nie zostaną oni rzuceni od razu na głęboką wodę z rekinami.
Osobista ocena